Produkcja, której zapowiedź zupełnie mnie pominęła. Merry Little Batman, czyli Świąteczna przygoda małego Batmana trafiła niedawno na Amazon Prime Video i zachwyciła mnie bez reszty! Jeśli jesteście ciekawi, dlaczego jest to genialna propozycja na świąteczne filmowe wieczory to zapraszam do lektury.
Jak wspominałem we wstępie, Merry Little Batman jest animacją, która totalnie mnie zaskoczyła. Po pierwsze jakoś ominął mnie fakt powstawania nowej bajki o Gacku, po drugi jakoś specjalnie nie interesowałem się kreskówkowymi nowościami ze świata DC. Wynika to z tego względu, że dość ciężko jest mi nawiązać pozytywne relacje z twórczością omawianego studia. Robiłem już kilka podejść i przyznam, że za każdym razem czułem rozczarowanie. Tak więc dlaczego dałem szansę Batmanowi? Otóż zaskoczony byłem faktem, że produkcja pojawiał się premiero na Prime, a nie na platformie Wernera, czyli HBO Max. Pomyślałem sobie wtedy “o Amazon i Batman, może będzie to coś innego, coś świeżego”, odpaliłem kontrolnie baję… i wsiąkłem!
Twórcami tego dzieła są: Mike Roth, Rebecca Palatnik, Morgan Evans oraz Jase Ricci, gdzie szczególnie należy wyróżnić reżysera Rotha, którego pracę można dostrzec praktycznie w całej animacji. Osoby, które uwielbiają (w tym i ja) Niezwykłe przygody Flapjacka czy Fineasza i Ferba dostrzegą wiele podobieństw, gdyż Mike jest odpowiedzialny właśnie za te produkcje.
Odnosząc się do podobieństw nie możemy pominąć dwóch istotnych, które robią niesamowitą robotę w odbiorze tej produkcji.
Po pierwsze - humor, czyli abstrakcyjny, zwariowany i niebanalny. Mamy tutaj, proste żarciki sytuacyjne rodem z bajek dla najmłodszych, trochę żartów słownych zazwyczaj przemyślanych i targetowanych w starszą widownię, a do tego dowcipy dedykowane fanom Gackowego uniwersum (zwłaszcza genialne nawiązanie to serialowego Batmana z 1966 roku).
Po drugie - styl animacji, czyli to, w jaki sposób stworzone oraz animowane są postacie. Estetyka filmu nawiązuje do prac dziecięcych, Jest to trochę niedbała, krzywa kreska, płaskie obiekty wypełnione kolorami. Aby ożywić trochę duże powierzchnie danej barwy dodano animowane atrybuty w postaci spiral czy delikatnego drżenia, przez co mamy wrażenie, iż prezentowane nam obrazki są rysowane na bieżąco.
Wygląd i humor w filmie to jedno, ale nie można zapomnieć o fabule. Historia skupia się na świątecznych przygodach tytułowego Młodego Batmana, czyli Damiana Wayne’a. Batman (stary) po zrobieniu porządku w Gotham zajmuje się swoim synem i poświęca się najtrudniejszej misji, jaką jest ojcostwo. Trzeba przyznać, że różnie mu to wychodzi dlatego może zawsze liczyć na wsparcie swojego oddanego lokaja Alfreda. W dniu Bożego narodzenia Bruce dostaje tajemniczy telefon wzywający go na akcję ratowania świata. Niestety wszyscy inni członkowie Ligi Sprawiedliwości są zajęci więc Batman I musi ruszać w pojedynkę. Jak możecie się domyślić jest to intryga uknuta przez największego złola uniwersum - Jokera. Klaun wraz ze swoimi kolegami od zbrodni, czyli Banem, Pingwinem oraz Trującym Bluszczem (nadal to dziwnie dla mnie brzmi po polsku) postanawiają ukraść święta. Tym sposobem służący im rabusie trafiają do posiadłości Waynów i tam rozpoczyna się prawdziwa przygoda naszego małego bohatera. Po włamaniu się do Batcave młody gacek zakłada strój przygotowany specjalnie dla niego i w ten sposób poznaje AI będącą cyfrową wersją jego ojca, to właśnie z tym systemem nasz mały bohater będzie przeprowadzał wiele rozmów o zabarwieniu filozoficznym i egzystencjonalnym. Aby nie spoilerować Wam całej fabuły wspomnę jedynie, że Damian jako dziecko w wieku ośmiu lat i czterech dni nie ma wystarczającego doświadczenia w walce z super przeciwnikami ojca. Mimo to jest postacią, która skutecznie utrudnia im życie jednak wielkim kosztem, Sprytni antagoniści postanawiają wykorzystać jego nieporadność i nie tylko zmienić swój plan, ale wykorzystać Batmana II jako narzędzie. Skutkiem różnych sytuacji dochodzimy do wielkiego pojedynku, w którym to ramię w ramię staje ojciec oraz syn i stawiają oni czoła największemu złu tych świąt. Jako że jest to film świąteczny, nie było tutaj miejsca na złe zakończenie. Damian odzyskuje zaufanie taty oraz udawania mu, że nie musi być o niego chorobliwie nadopiekuńczy, wyciąga również lekcję, co to znaczy być prawdziwym super bohaterem oraz jak ważna jest rodzina i świąteczny czas.
Podczas oglądania Merry Little Batman miałem wrażenie, iż twórcy całymi garściami czerpali z dwóch produkcji będącymi wręcz synonimami świąt. Mowa tutaj o Kevinie oraz Grinchu. Moim zdaniem, jest to genialny zabieg, albowiem wybrali oni z obu filmów co najlepsze i osadzili w wymyślonym przez siebie Batmanowym świecie (tak, bo to co prawda film na licencji, ale bardzo luźno do niej nawiązujący).
Komentarze
Prześlij komentarz