Od kilku dni zastanawiam się jak w ogóle zabrać się za pisanie tego postu. Z jednej strony należałby podejść do recenzji bardzo merytorycznie z drugiej strony, nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do wydawania określonych osądów. Zawsze staram się przekazać w swoich tekstach to, co myślę o konkretnej produkcji, bez zbędnego jojczenia czy zasypywania Was toną informacji. Założeniem mojego bloga była prostota treści, jak i chęć samorozwoju (warsztat copy oraz poszerzanie horyzontów). Wracając zatem to początku swojego wywodu, dlaczego miałem problem z pisaniem o najnowszych Minionkach? Ponieważ mam obawę, że film, który solidnie mnie wynudził może również zanudzić Was swoją recenzją. Tak, więc jeśli to czytacie, to znaczy, że tekst jako tako się spiął, a ja dałem radę zebrać wszystkie swoje czarne myśli na temat tej produkcji. Moi Mili! Gru i Minionki: Pod Przykrywką!
 |
źródło: filmweb.pl |
Zacznijmy od fabuły. Od ostatniej odsłony przygód tytułowych bohaterów minęło już 7 lat, lecz w świecie stworzonym przez Illumination Entertainment nie zaszło zbyt wiele zmian. Gru dalej tropi złoczyńców i próbuje zająć się swoją rodziną, Minionki dalej pierdzą i są ciapami. Nowym elementem staje się natomiast biologiczny potomek naszego protagonisty, czyli Gru Junior. Wykapany ojciec z większą ilością włosów na głowie. Pokazane tutaj zostają niełatwe relacje, jakie są między seniorem a juniorem.Nowa część przygód żółtych wariatów czerpie bardzo mocno z poprzednich epizodów. Niestety działa to na niekorzyść dla produkcji. Jasne, film jest mocno targetowany na dzieciaki i żarty z pierdów nadal będą zabawne, jednak po pewnym czasie staje się to po prostu nudne. Dodatkowo jest tutaj podane dodatkowo to samo co wcześniej, tylko mamy wrażenie, że w innej proporcji. Jest jeden główny zły (Maxime Le Łotr), rodzina jest najważniejsza, a Minionki świrują. Nie ukrywam, że początkowo największe nadzieje wiązałem właśnie z motywem rodziny, albowiem w tej części na celownik trafia najmłodsze z dzieci Gru i rodzina zostaje zmuszona do przeprowadzki oraz rozpoczęcia nowego życia pod przykrywką. Tutaj fajnie zarysowano konflikt, z jakim każdy z członków szalonej familii musiał się zmierzyć w nowym życiu (podjęcie nowej pracy czy wyuczenie się nowej tożsamości).
Niestety jak się okazuje, para naszych dorosłych tajnych agentów Ligii Anty-Włamywaczy średnio sobie radzi z nowymi personaliami i dochodzi do serii niefortunnych zdarzeń, skutkiem czego Maxime natrafia na trop naszych milusińskich. Całe te wariactwa odbywające się na ekranie dają Dyrektorowi Ligii Silasowi Baraniejpupie (he he pupa) zielone światło do stworzenia Mega-Minionków, dzięki czemu dostajemy paczkę super kolesi jasno inspirowanych bohaterami Marvela. Z tym elementem również wiązałem pewne nadzieje, lecz szybko z nich się wyleczyłem, gdyż z wielką mocą Minionków idą wielkie głupoty...
 |
źródło: filmweb.pl |
Tak więc oglądamy ten film bez polotu, śmiejąc się raz po raz z głupkowatych żartów i gagów z obecnej popkultury, gdy nagle uświadamiamy sobie, że już to widzieliśmy. Te żarty, sytuacje, a co gorsza tę animację. Mam wrażenie, że ekipa producencka postawiła sobie jakiś mądry skrypt AI, który randomowo renderuje przygody żółtych tik taków. Bo tak naprawdę tym właśnie jest najnowsza część. Owszem film dalej wygląda OK, a sama mimika twarzy bohaterów jest całkiem przyjemna, lecz brak tutaj jakiejkolwiek świeżości.
W kinie siedziałem z dwoma wycieczkami szkolnymi (bo seanse grupowe to fajna opcja na zaoszczędzenie czasu, jeśli się nie chce oglądać reklam... POLECAM!) i do tej widowni to całkowicie trafiało. Nie byłem w sumie tym zaskoczony, jednak dopiero teraz do mnie dotarło, jak bardzo ten film został zrobiony pod zbieranie kokosów. Dodatkowo uświadomiłem sobie, jak potężną marką są same Minionki, a niedawne otwarcie olimpiady, które miałem okazję oglądać na żywo, jeszcze dodatkowo utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
 |
źródło: filmweb.pl |
Moim zdaniem, ta produkcja spokojnie mogła zostać podzielona na krótkie odcinki i wrzucona w formie serialu. Cała konwencja przypominałby mi coś w stylu Oggy i Karaluchy czy Fineasza i Ferba, gdzie poza głównym wątkiem fabularnym dzieją się inne niestworzone rzeczy. I szczerze powiem, że taką decyzję totalnie bym zrozumiał i szanował. Ba! Nawet bym napisał o tym pochwalny post na bloga!
Tak więc kończąc: Najnowsza odsłona przygód Gru i Minionków to solidny skok na kasę, delikatnie odmieniający główną oś fabularną, przez nacisk życie pod przykrywką oraz cały element ratowania rodziny. Poza tym to dalej te same żarty i tematy, do których jesteśmy przyzwyczajani od pierwszej części wieloczęściowej serii.
 |
źródło: filmweb.pl |
Komentarze
Prześlij komentarz