Fan Service w formie ostatecznej czyli Deadpool & Wolverine
Pobierz link
Facebook
X
Pinterest
E-mail
Inne aplikacje
Blog komiksowy powoli przekształca się w skarbnicę recenzji filmowych. Niestety nic na to nie poradzę. Obecny tryb pracy nie pozwala mi na regularne czytanie. Na szczęście “w ramach pracy” mam chwilę żeby zająć się kinematografią. Korzystając z tej okazji wybrałem się na film, na który czekałem od dłuższego czasu. Mowa oczywiście o trzeciej części najbardziej Pyskatego Najemnika w świecie Marvela. Siadajcie, odpalajcie jedyny słuszny utwór NSYNC i “Let's Fucking Go!”.
źródło: filmweb.pl
Trzecia część Deadpoola ma miejsce kilka lat cudownym ratunku Vanessy w “dwójce”. Poznajemy naszego bohatera, który próbuje odnaleźć się w nowej, codziennej rzeczywistości. Nie jest łatwo, bo Wilson stracił nadzieję na szczęśliwe życie z ukochaną u swojego boku. Jedyne co trzyma go na tym świecie to paczka oddanych i szczerych przyjaciół. Pewnego dnia, w trakcie obchodów urodzin Deadpoola (Ryan Reynolds), pojawia się ni, stąd ni zowąd TVA, znane nam dobrze przede wszystkim z dwóch sezonów Lokiego (o ostatnim pisałem nawet tutaj >>>>). Od tego momentu nic nie jest już takie samo, a film odpina pasy bezpieczeństwa i udaje się na szalony rollercoaster zabawy.
Dużo pomysłów prezentowanych filmie to sprawdzone mechanizmy opakowane w nową historię. Za scenariusz odpowiedzialny jest duet Rhett Reese, Paul Wernick mający swój wkład między innymi w poprzednie dwie części Czerwonej Gaduły. Reżyseria natomiast to robota Shawna Levyego znanego z takich filmów jak Free Guy (również z Reynoldsem) czy Nocy w Muzem oraz nieźle przyjętego serialu Stranger Things.
Aby za dużo nie spoilerować postaram się streścić dalszy ciąg fabuły w kilku “enigmatycznych” zdaniach.
źródło: filmweb.pl
Zatem po pojawieniu się Wade’a w jednym z oddziałów TVA dowiaduje się, że jego świat znajduje się o jeden krok przed anihilacją. By temu zaradzić potrzebny jest nieustraszony Rosomak, który z chęcią pomoże organizacji. Pan Paradoks - teoretycznie główny antagonista (Matthew Macfadyen) ma w swoim arsenale nieautoryzowany czasorozrywacz, który daje możliwość sterowania losami całego multiwersum. Deadpool szybko orientuje się, co jest grane i rozpoczyna poszukiwania tego najlepszego Logana. Niestety ten zgodnie z chronologią filmową jest martwy (tak na prawdę, na śmierć) i Pyskaty Najemnik rusza w dalszą podróż po różnych światach, by odnaleźć godnego pomocnika.
Gdy nasz protagonista odnajduje tego właściwego Wolverine’a (Hugh Jackman) okazuje się, że ten nie jest za bardzo chętny do pomocy, a obaj panowie nie pałają do siebie miłością. Jednak sprawy końców świata, osobistego honoru oraz miłości do bitki sprawiają, że obaj ruszają na wyprawę w celu załatwienia swoich biznesów.
Koniec końców poznają nową paczkę upadłych bohaterów umieszczonych “w śmietniku” i razem z nimi wydostają się z multi światowego limbo, a następnie ratują światy przed wyniszczeniem.
źródło: filmweb.pl
Tak z grubsza rysuje nam się fabuła trzeciej części. Ale jako samoświadomy film nie ona tutaj gra najważniejszą rolę. Historia jest tutaj jedynie pretekstem do masy cameosów, żartów czy momentami dziwacznych pomysłów. Skupiając się na samoświadomości tej produkcji warto zaznaczyć, że Disney całkiem przyjemnie podszedł do sprawy naśmiewania się z samego siebie, Zebrał w filmie większość zarzutów fanów i wypowiedział je w swoją stronę słowami Deadpoola. Dodatkowo ilość wykorzystanych elementów bazujących na sentymencie starszych widzów kina super hero daje dość mocny feeling pożegnania studia FOX ze światem. W końcu to właśnie oni wypuścili na świat pierwsze bardziej znane filmy bazujące na postaciach Marvela.
Z tej okazji ukazuje nam się znany pomnik z czołówek filmów osadzony na między światowym śmietniku. Mamy również przyjemność oglądać aktorów, którzy wrócili do swoich starych ról. Jest tutaj Chris Evans jako Ludzka Pochodnia z pierwszych filmów o Fantastycznej Czwórce, fenomenalny Wesley Snipes z moich ulubionych za dzieciaka Blade’ów, czy Jennifer Garner wcielająca się w Electrę. Pojawia się również X-23 z wcześniej wspomnianego Logana oraz inni mutanci prezentowani na przestrzeni lat w serii filmowej X-Men. Mamy tutaj też fenomenalną postać Gambita, w którego wcielił się Channing Tatum. Jest to najjaśniejsza postać poboczna, zwłaszcza że Tatum szykował się do tej roli już lata temu. Pierwotny film o Gambicie został skasowany, ale po tak dobrym przyjęciu tej postaci myślę, że jest jeszcze iskierka nadziei.
źródło: x.com
Do całej tej paczki znanych aktorów warto dopisać jeszcze liczne postacie mające swoje 5 sekund w filmie. Mamy tutaj Cavilla, McConaughey czy Lively grających tutaj epizodyczne role dodają pikanterii całej produkcji. Jest to również ciekawe pokazanie popularności Reynoldsa w Hollywood. Ponadto w filmie pojawiają się inne smaczki, których nie sposób wyłapać podczas pierwszego oglądania filmu.
Samoświadomość tego dzieła idzie dalej i serwuje nam paczkę nostalgicznych oraz świetnie wkomponowanych utworów muzycznych, po to by artyści zarobili niezłą kasę na tantiemach. Mamy tutaj Madonnę, na wstępie wspomniany NSYNC, czy choćby piosenki z filmu Grace. Dzieje się dużo i jest ciekawie.
Przyznam szczerze, że miałem pewne obawy idąc na tę produkcję do kina. Obawiałem się tego, w jaką stronę zmierza MCU oraz jak bardzo absurdalnie zostanie wykonany ten film. O ile muszę przyznać, że Deadpool & Wolverine to nieźle odjechany twór, tak świadomie stwierdzam, że kupił mnie w całości. Te żarty, wielokrotnie wspominana samoświadomość, miliony puszczonych oczek do “starych” fanów oraz wyekstrahowana esencja najlepszych cech poprzednich części sprawia, że podczas seansu naprawdę dobrze się bawiłem. Owszem zdarza się, że absurdalność niektórych scen jasno sugeruje, że twórcy byli na niezłych proszkach, lecz w ogólnym rozrachunku jestem bardzo na TAK!
źródło: filmweb.pl
Mam jednak pewną obawę i jest to też minus recenzowanej dzisiaj produkcji. Mianowicie chodzi tutaj o ilość wszystkich atrakcji serwowanych nam w trakcie seansu. Nie przeszkadzała mi ilość gagów oraz innych dodatków leczy było ich tyle, że po pierwsze nie byłem w stanie wszystkiego wyłapać, a po drugie gdzieś w głowie zrodziła się myśl, że to swego rodzaju pożegnanie Ryana z tą rolą oraz światem Marvela. Oczekiwania były wielkie, hype nakręcany przez tytułowych bohaterów wcale ich nie zmniejszał. Koniec końców dostaliśmy to co chcieliśmy. Pytanie tylko na jak długo musi nam to wystarczyć.
Podsumowując: Deadpool & Wolverine to świetna kontynuacja poprzednich części przygód Pyskatego Najemnika. Mamy tutaj tonę akcji, krew, wulgarny język oraz masę autoironii, oraz samoświadomości. Zdecydowanie jeden z lepszych tworów MCU w ostatnim czasie. Myślę, że jest to produkcja, do której warto wrócić z czasem, by odnaleźć kolejne ciekawe Easter Eggsy.
Komentarze
Prześlij komentarz