Berlin: Miasto dymu - Tom 2 - recenzja trylogii Jasona Lutesa

     Powróćmy do niesamowitego Berlina u schyłku Republiki Weimarskiej. Dzisiejszy wpis jest kontynuacją cyklu rozpoczętego już jakiś czas temu na blogu. Bez zbędnego przedłużania zanurkujmy w kolejne historie, jakie niesie ze sobą drugi tom trylogii Jasona Lutesa - Berlin.

okładka komiksu
kultura.com.pl

    Nim zaczniemy omówienie drugiego tomu zapraszam wszystkie osoby, które nie miały przyjemności zapoznać się z tą serią do przeczytania recenzji pierwszej części, którą znajdziecie [TUTAJ>>>]. Już wróciliście? Świetnie! 
    Recenzja tego tomu nie będzie szczególnie rozległa ze względu na fakt, iż część rzeczy zostało omówionych w pierwszym wpisie, a całościowe podsumowanie serii zostawię sobie na ostatni tomik, który jeszcze przede mną. 

    Miasto dymu jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń mających miejsce w Mieście kamieni nadal skupiającą się na poczynaniach początkującej rysowniczki Marthe oraz dziennikarza Kurta. Pojawiają się też pojedyncze postacie, które pełniły role drugoplanowe w poprzednim cyklu opowieści. Jesteśmy na etapie, kiedy to związek artystki z publicystą jest w pełni rozkwitnięty, a zakochani zaczynają ze sobą podróżować w trakcie pracy. Pojawiają się również pierwsze różnice poglądowe oraz problemy związane ze sprawami zawodowymi czy różnicą wieku co doprowadza do sprzeczek jak i pozwala nam dostrzec pewien kryzys. 

wyjazd Kurta

    Miasto dymu traktuje Kurta jako postać mocno drugoplanową, albowiem na początku komiksu wyjeżdża on na rozprawę swojego przyjaciela skutkiem czego jego ukochana zostaje w stolicy pod opieką jego byłej partnerki. To dodatkowo oddala od siebie zakochanych budując między nimi niewidzialną granicę, którą my jako czytelnicy jesteśmy w stanie wyraźnie dostrzec. 

    W zamian za dziennikarza pojawia się nowa postać, jaką jest Kid Hogan wraz ze swoim zespołem jazzowym.  Jest to grupa muzyków, która przybyła z Ameryki do towarzyskiego centrum Europy by zawojować sceny. Ich początki nie należą do najłatwiejszych, lecz grane przez nich dźwięki jak i ich ciemna karnacja sprawiają, że mieszkańcy Berlina zaczynają traktować band jako atrakcję i coraz chętniej zaczynają odwiedzać kabarety oraz kluby, w których grają panowie. 

    Ogólnie bardzo dużo akcji dzieje się właśnie w miejscach kulturowych, ponieważ tytułowe miasto dymu w tym wypadku nie nawiązuje do pożarów (ja tak obstawiałem), a do ciężkich tytoniowych obłoków leniwie zawieszonych nad podłogą. Zdawać się może, że komiks jest wręcz przepełniony dymem. Drugi tom o Berlinie odkrywa jak w tamtych czasach żyła elita miasta. Najlepiej uwypuklają to przedstawiane orgietki ociekające seksem, narkotykami oraz alkoholem. Do tego środowiska trafia nasza główna bohaterka powoli odkrywając nieznane oblicza szalonego miejskiego życia. Lutes obrazuje jej poczynania bardzo dokładnie co potęguje doznania podczas czytania. Muszę przyznać, że w trakcie lektury odczuwałem pewien niepokój jak i złość, że Marthe trafiła w szpony szalonych imprez. W pewien sposób czułem się temu winny, zwłaszcza kiedy pod wpływem narkotyków trafiła do pokoju nagich i naćpanych zamaskowanych osób. Pocieszający jest fakt, że dziewczyna pomimo początkowego zachwytu nowym światem zaczyna kwestionować jego wartości, a jej myśli powoli zatruwa "moralny kac".

Orgietka

    Do ciężkiej atmosfery Jason Lutes dorzuca niesamowitą kontrę w postaci zobrazowania życia biedniejszych grup społecznych.  Wraca do nas rodzina Żydów z części pierwszej oraz grupa komunistów, która pod koniec Miasta kamieni została krwawo rozbita przez policję. Tutaj możemy dostrzec jak sytuacja tej gromady stale się pogarsza, a jak nacjonalistyczne bojówki zyskują władzę i zaczynają sprawować samozwańcze rządy na ulicach miasta. 

    Komiks jest utrzymany w dokładnie takiej samej stylistyce jak swój poprzednik. Mamy tutaj niezbyt dokładną czarną kreskę bez wypełnień. Kilka razy złapałem się na tym, że nie rozpoznałem postaci, które powróciły w tym tomie co powodowało pewne wytrącenie z czytania. Dzieło nadal miewa momenty fascynujące, które pozwalają nam przenieść się do przedstawionego świata, jak i fragmenty, które bywają po prostu nieczytelne. Jeśli chodzi o ogólny odbiór, to księga druga zrobiła na mnie odrobię mniejsze wrażenie niż poprzedniczka. Być może wynika to ze względu przyzwyczajenia się do tego co oferował twórca wcześniej.

szaleństwo

    Podsumowując: Berlin:Miasto dymu to kolejna bardzo udana, choć mniej zaskakująca kontynuacja. Jason Lutes skupił się w tej części na zobrazowaniu jak elity zatracają się w rozrywkowym życiu nie zwracając uwagi na otaczającą ich rzeczywistość. Jest tutaj rozrywkowo, ale i poważnie, przez co prezentowane kontrasty są jeszcze bardziej widoczne. Myślę, że warto sięgnąć po tą komiksową propozycję, szczególnie na świeżo po przeczytaniu tomu pierwszego, w celu jeszcze lepszego wsiąknięcia w kreowany świat międzywojennego Berlina.

Kadr z komiksu


Komentarze